Dziś jak odwiedzałem moją mamę, to se włączyłem TV i leciał "Strażnik Teksasu". Nie pamiętam tytułu odcinaka, ale fabuła była taka, że Jakiś wariat, opanował gmach sądu i uwięził w nich kilkoro ludzi, oraz Alex. Przez cały odcinek, policjanci stali jak dupy i nie starali się nawet nic zrobić, chociaż mieli gościa na kamerze, więc widzieli co robi i w którym miejscu sali się znajduje. Więcej, gostek, nie miał cały czas broni w ręku, bo czasem ją gdzieś odkładał, tym bardziej można było go zaskoczyć i forsując drzwi sprzedać kulkę pomiędzy oczy. Dopiero Walker, który był wcześniej na jakiejś innej misji, i nie mógł się wcześniej pojawił, zrobił to co potrzeba, czyli sforsował drzwi i sprzedał gościowi kulkę. A więc, zrobili w tym serialu z policjantów, niezłych debili i łamagów, którzy potrzebują Walkera, żeby cokolwiek zrobić.
Z twojego opisu wynika ze to byl odcinek zatytulowany Proces LaReu tak jest a wiekszosci amerykanskich seriali po prostu WALKER musi zalatwic glownego wroga w danym odcinku.
Nie no, już w dzieciństwie rozumiałem o co chodzi w tego typu filmach, ale o ile wtedy, starcie głównego bohatera ze złoczyńcą wyglądało spektakularnie, tak teraz wygląda bardziej komicznie.
Tak Strażnik po kilku odcinkach jest nudny już lepiej odpalić Drużyne a albo Maca przynajmniej w Drużynie lepiej to wygląda tzn bójki .
Mało tego - CD Parker serwował mu jeszcze wymyślne kanapki, których potem niewdzięczny psychol i tak nie docienił. ;)
mówisz o kanapce z masłem orzechowym i boczkiem, który miał być niby wędzony? :)
to raczej nie była kanapka od CD'iego
Z tego co pamiętam, to CD zajął się zleceniem, a Jimmy dostarczył. A jak się tam podzielili między sobą nakładem pracy, to już nie wnikałem. :D
Najlepsze były odcinki, które cofały nas w czasie do XVIII wieku. Walker był wtedy jedynym szeryfem na dzikim zachodzie, który znał karate i naparzał złoczyńców z półobrotu.